Na zlocie faktycznie była Rodzina, Jeszcze Jedna Suczka, no i ja. Uranka starała się jak mogła zasłużyć na miano Strasznej Siotry - mimo ustępowania niejednokrotnie rozmiarem, rozdawała co jakiś czas dyscyplinujące kłapnięcia swojemu żeńskiemu rodzeństwu. Na spacerach mogła to robić w pełnymi pędzie, podczas patrolowania przestrzeni między Nimi, gdy oddalali się od siebie. Wyglądała wtedy na bardzo kontentą.
W naszej grupie były jeszcze dwa samce, ale na wspólnych przemarszach najczęściej pozostawałem na smyczy i dopiero na łące biegałem luzem, więc nie było zbyt wiele okazji do konkretnych rozmów. Wiadomo, że dopóki trwa zabawa aportem, niewiele innego jest w stanie mnie zainteresować. Tym niemniej w pewnym momencie wykorzystałem zamieszanie po jakichś wyścigach (jakże ja lubię biegać) i zaczepiłem Olbrzyma. Chwilę udało nam się podyskutować lecz, jak to zwykle u "normalnych" psów, kiedy nas rozdzielili, to okazało się, że nikt nie odniósł istotniejszego uszczerbku.
Muszę wspomnieć, że nasz tryb życia uległ poczas wyjazdu pewnemu rozregulowaniu. Dość powiedzieć, że pewnej nocy On przyszedł po nas i zaprowadził do domku, gdzie zgromadzili się wszyscy ludzcy uczestnicy zlotu. Byli jacyś dziwnie podekscytowani (oni tacy się robią, kiedy zjedzą, a może wypiją coś specjalnego), a potem dookoła huknęło i na niebie pokazały się dodatkowe gwiazdy. Ludziom to się chyba podobało, bo wylegli oglądać, ale Urania była innego zdania i On wsród huku odprowadził nas do domu. Straszna Siotra nie była zadowolona, że akurat po drodze zachciało mi się jeszcze załatwiać potrzebę numer dwa i musiała na mnie czekać. Ale cóż począć, kiedy akurat nadarzyło się kolejne ważne miejsce do oznaczenia...