Po ostatniej wizycie na naszych stawach zmieniliśmy kąpielisko. Trudno powiedzieć dlaczego, bo nam zapach, który począł lekko bić od tafli "starego" stawu wcale nie przeszkadzał. Być jednak może Ludziom coś tam przestało odpowiadać. Ten nowy staw jest dużo większy, ale niezbyt wygodny. Zejście do wody strome i pozarastane, a nad brzegiem nie ma ani jednego drzewa, przez co wokół panuje przytłaczający upał, a w powietrzu przy lada ruchu unosi się kurz. Za to pływalnia jest pyszna: aporty lądują dużo dalej i można po ich pochwyceniu trochę pokręcić się w kółko i porozglądać po powierzchni wody w poszukiwaniu jakiejś nowości. Na początku pnący się pod górę brzeg sprawiał nam nieco trudności, więc On wspomagał nas trochę, kiedy zdyszani pływaniem bezradnie usiłowaliśmy na nim wylądować. Po jakimś czasie Uranii udało się wyszukać odpowiednie miejsce i połączyć to z techniką wspinaczki "na żabę", co zaowocowało samodzielnym wygramoleniem się na ląd. Skoro udało się jej, niedługo powiodło się podobnie i mnie i potem najczęściej wydostawaliśmy się z wody o własnych siłach. Po pływaniu nieodzowne jest wytarzanie się w trawie lub jeszcze lepiej w jakimś piachu bądź ziemi. Tu niestety pojawił się inny kłopot, bo wzdłuż nowego stawu biegnie droga wysypana materiałem wydzielającym mocną i niezbyt naturalną woń. Raz już go wypróbowałem jako powłoki po pływaniu i ku mojemu zadowoleniu woń ta przez wiele dni utrzymywała się na mojej sierści na głowie i grzbiecie. Ktoś wyraźnie musiał być odmiennego zdania, bo teraz po kąpieli jesteśmy brani na smycz i swobodne rolowanie się po wonnej nawierzchni nie jest dopuszczalne. Przewracać się na grzbiet i do woli czochrać możemy dopiero po powrocie do domu. Cóż, życie psa pełne jest wyrzeczeń. On zniknął razem z Uranią. Zostaliśmy z Nią sami i jest nam trochę smutno. Ja nie bardzo mam ochotę jeść i śpię w łazience blisko wyjścia od ogrodu. Po Uranii została pusta klatka z legowiskiem przesiąkniętym jej zapachem, więc o czasu do czasu korzystam i wchodzę do środka ją sobie przypomnieć. W międzyczasie wpadł Afir ze swoimi Ludźmi, co oderwało mnie od smutków na parę chwil wynikających z jego towarzystwa i absolutnego respektu przede mną. Miło jest od czasu do czasu odegrać rolę mentora przed młodzieżą... Ale gdy odjechali, przypomniałem sobie znowu o Tamtych. Przecież nie wiem, czy kiedykolwiek ich jeszcze zobaczę. Urania w podróży - je śniadanie w hotelowym pokoju, ubrana trochę bardziej elegancko, niż zwykle. A za oknem... "A jak oni tam w zimie?" Podobne pytanie wielu ludzi zadaje nam, kiedy przyjeżdżają do nas po raz pierwszy. A przecież u nas to tylko kilkadziesiąt metrów stromego podjazdu, a tu dom (?) wpił się w zbocze góry. Tutaj cały dzień robota wre przy łąkach. Upał sprzyja przygotowywaniu siana, więc pokos jest codziennie przetrząsany. Ta dolina, to jednak również daczowisko. Grunty poparcelowane i zabudowane weekendowymi domami. Urania na szlaku. Praktycznie wszystkie łąki są tu poprzegradzane, więc o swobodnym po nich bieganiu nie ma mowy. Ponieważ dzień był upalny, nie od rzeczy było poszukać ochłody w wodzie: Urania w nurcie Kleine Emme pod Entlebuch. Kamienie na dnie człowiekowi niezmiernie utrudniają chodzenie, a pies jakoś sobie bez marudzenia radzi... "Strasznie mi się podobało!" Nie wszystko jest tu jeszcze Cepelią. To bydło rzeczywiście wraca z pastwiska, spokojnie omijając samochód. Nie bardzo jest jak przekazać odgłos dzwonków, z którym budzimy się rano, trwający prez cały dzień i słyszalny wciąż przy zasypianiu. A zupełnie niewyobrażalny jest zapach skoszonego siana - można by pewnie było z niego parzyć ziołową herbatkę. Droga doprowadziła nas do Spittelmatte, gdzie mieszka Norway, wybrany na ten miot partner Uranki. Moment przybycia okazał się być odpowiedni. Ponieważ już powyższym zdjęciem prywatność naszej Suczki została dostatecznie naruszona, zamieszczamy jeszcze tylko tradycyjne hodowlane monidełko "po": Norway von der Auenrüti & Urania Szwajcar. A ja jeszcze nie skończyłam! PS. 11. i 12. lipca Urania została pokryta przez Norwaya von der Auenrüti. Zdjęcia pochodzą z okolic Entlebuch i doliny Eigental w kantonie Lucerny w Szwajcarii. W ciągu ostatniego tygodnia trochę się zdarzyło u szczeniaków... Afir spostrzegł, że jednak potrafi pływać. Nie udało się go uchwycić aparatem w morzu, ale za to widać, jak się osuszał na piasku. A niedługo potem, już w jeziorze, dodawał otuchy Gojce, a ona jemu. No i tak sobie razem pływały. Gojkę można poznać po bardziej "spiętym" ogonie. Ajaks-Chipp jeszcze nie pływa, ale jest bardzo zmotywowany... Właściwie nie tyle on, co jego Pan. Ajaks chyba jeszcze o tym nie wie, stąd to beztroskie poddawanie się damskim pieszczotom :) A Rodzice pojechali na wycieczkę. Ich, jak zwykle, interesowały harce po trawie, natomiast musieli pozować na tle dziwacznej architektury. |
Quercus Niger
Hodowla psów rasowych entlebucher Miot A | Litter A | Wurf A Miot B | Litter B | Wurf B Miot R | Litter R | Wurf R
|